a to smuteczek. mercury chwilę stał nieruchomo nie wiedząc, czy czasami freddie nie założył alarmu na szampana i zaraz tu będzie jakaś brygada antyterrorystyczna by mu go wyrwać, bo obiecał, że zostawi tą butelkę na ich jakąś rocznicę czy coś takiego, która miała być niebawem albo jednak nie i dopiero po chwili ogarnął, że to wcale nie jest alarm tylko dzwonek do drzwi. westchnął upijając kilka łyków szampana i zostawił go w kuchni na wysepce, by szurając nogami po posadzce po milionie godzin, bo tak daleko miał do drzwi i tak wolno szedł, otworzył jej drzwi. - czego chcesz, czikago? - zmrużył oczy drapiąc się po klacie, bo chyba dawno się nie mył i już go swędziło.