Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina! ;cc
Pewnie uniosła wzrok kiedy stanął nad nią i zaczął marudzić. Przewróciła z niezadowoleniem oczami i odparła. - Oczywiście, że mnie nie znasz, bo nie zadaję się z osobami twojego pokroju. - I nie chodziło jej o to że jest brunetem, a nie blondynem, czy o to że zamiast biedować jest bogaty, tylko o to że był chamem i prostakiem, a w jej rodzinnym mieście pełno takich. Może był stamtąd? ;oo - Nie palimy marihuany. - Odparła z rozbawieniem. - W porządku, przemówiłeś nam do rozumu, możesz już iść. - Machnęła ręką w geście oddelegowania go sprzed jej stolika.