Kari przestraszyła się Sebastiana, bo był superprzystojny i zaszedł ją tak niespodziewanie, kiedy ona próbowała rozszyfrować swoje bazgroły na serwetce, na której napisała adres, pod który się wybierała. Nie miała pojęcia, gdzie w USA kupuje się zeszyty czy notatniki, ale znalazła w supermarkecie dużo chusteczek higienicznych i uznała, że nadadzą się do robienia notatek. Problem polegał na tym, że rozpadały się w jej kieszeniach, bo nie należały do najtrwalszych, ale Karina nie marudziła. Podrapała się po swoim uroczym nosku, uśmiechając się niepewnie do chłopaka. Pfu, mężczyzny wręcz, bo był sto lat od niej starszy. Może trochę mniej niż sto, ale i tak sporo. - Ojej - zaczęła, próbując ułożyć w swojej głowie zgrabne zdanie po angielsku. - Szukam tej ulicy - pokazała mu palcem na serwetce, mając nadzieję, że ją rozczyta. - Ale nawet nie wiem, gdzie jestem teraz - wyjaśniła mu ze zbolałą miną.